Za każdym razem, kiedy oglądałam z rodzicami film o Jamesie Bondzie, pytałam się mojej mamy, dlaczego aktorka towarzysząca głównemu bohaterowi budzi się w satynowej pościeli w pełnym makijażu i z ułożonymi włosami, jakby dopiero co wyszła od fryzjera. Śmiałam się, że gdyby James zobaczył mnie rano z rozczochraną grzywką i zaklejonymi oczami, to z piskiem opon ruszyłby swoimi gadżeciarskim samochodem w stronę pierwszego lepszego baru i zamówił przez pomyłkę Martini nie wstrząśnięte i zmieszane.
Bond, cellulit i masa szczęścia
W prawdziwym świecie jeden z aktorów wcielających się w rolę Bonda wybrał sobie na żonę kobietę prezentującą antyhollywoodzką wizję dziewczyny Agenta 007. Na światowych Pudelkach zawrzało, a oczy wielu fanek jeszcze przez długi czas były przecierane ze zdziwienia. I powinny być aż do dzisiaj, ponieważ para jest ze sobą bagatela 25 lat, szepcąc sobie do ucha „jesteś moją Gwiazdą Północną, która zawsze wskazuje mi dobrą drogę”. Obserwacja gwiazd – tych na niebie i tych na ekranie – potrafi rozświetlić nasz umysł i wystrzelić synapsy poza galaktykę, zmieniając zupełnie nasz światopogląd.
Biorąc pod uwagę, że Sean Connery, Pierce Brosman i Daniel Craig weszli już – idąc po kolei – w ósmą, szóstą i piątą dekadę swojego życia, to wśród młodych ludzi, mających bohaterów na miarę swojego pokolenia, ani oni ani ich partnerki mogą nie budzić aż takich emocji jak we mnie, tych 15 lat temu. Dzisiaj osobami wywierającymi wpływ na nasze życie stały się nie gwiazdy światowego kina, lecz zwykli obywatele świata. Wydawałoby się, że ludzie tacy sami jak Ty i ja. A jednak w obiektywie profesjonalnego aparatu ich życie wygląda nieco inaczej – „jakoś lepiej”. Pokazują, że na śniadanie jedzą kolorową sałatkę w przestronnej, wysprzątanej kuchni, ćwiczą, podróżują, a ich włosy nigdy nie wichrzą się na wietrze. W pierwszym odruchu zalewa nas fala inspiracji –„od dziś ja też będę tak żyć!” – krzyczymy w swoich głowach. Będę gotować w domu i nosić pudełka do pracy, kupię sobie buty do biegania i codziennie przed pracą spróbuję choć przez 30 minut zrobić rundkę wokół bloku.
Matrix
W drugim akcie kurtyna zaczyna opadać szybciej, niż zdążymy wypowiedzieć pierwszą kwestię. Rozglądamy się po swoim mieszkaniu i widzimy przedmioty codziennego użytku, opatrzone i zużyte jak nasza energia podczas drugiej godziny przeglądania Instagrama. Patrzymy na swoje ciało i widzimy z jednego profilu garbaty nos, z drugiego wydęty brzuch, z tylu cellulit, z przodu wałki. Brakuje nam filtra, który nieco wygładziłby obraz, dodał z jednej strony nieco światła, a z drugiej jednak cienia. Mam wrażenie, że zaczynamy żyć w Matrixie, w którym przenikają się dwa światy. I nie wiadomo już, czy to rzeczywistość, czy tylko nasza zakrzywiona percepcja, jak u osób cierpiących na dysmorfofobię (Body Dysmorphic Disorder, BDD), które są przekonane o tym, że ich skóra, włosy, nos, waga, brzuch i wszystko inne posiada tak silny defekt, że wyglądają zupełnie inaczej, niż u pozostałej części populacji. Bo przecież wśród tylu profili na Instagramie nie ma nikogo z takim defektem(!). Dlatego zanim przejdę dalej, proponuję wychylić się znad telefonu i popatrzeć na otaczających nas ludzi. Z ciekawością, otwartością, przychylnością.
Cellulit w blasku słońca
Początek czerwca (a może i marca?) to taki czas, kiedy wszelkie kolorowe czasopisma biją na alarm, że oto pod naszymi swetrami i pikowanymi kurtkami skrywa się zasuszone i pofalowane od zimna ciało, które wymaga gruntownej renowacji. Jakbyśmy na lato mieli zrzucić futro, zacząć linieć i ze zdziwieniem zacząć obserwować, że coś nam przez ten czas ciemności i zimna urosło nie tu, gdzie byśmy chcieli. I koniecznie trzeba coś z tym zrobić, reagować, bo inaczej nasz defekt wypełznie spod zwiewnych spódniczek, rozepchnie pasek w sandale i postawi zakaz ruchu pieszego przed wejściem na plażę. Chodakowska będzie uśmiechała się z telebimu i prezentowała swój umięśniony brzuch, a Ty będziesz jak co roku pluć sobie w brodę, że przecież od Nowego Roku miało być inaczej.
Powiedzmy sobie szczerze… ja nie nadaję się na mówcę motywacyjnego, stresuję się występami przed szerokim gronem publiczności, ale to, co sprawia mi ogromną przyjemność, to rozmowy w kameralnym gronie, w którym można dzielić się swoimi przemyśleniami, przeżyciami, emocjami. Z tego właśnie powodu postanowiłam powołać do życia wakacyjne pogotowie coachingowe i zebrać kilka swoich myśli w mini poradnik.
-
„Zastanawiające jest, jak wielu ludzi wstydzi się swojego wyglądu, a jak niewielu swojego umysłu”
Niestety nie powiem Wam kto to powiedział, ale z pewnością człowiek niezwykle życiowy i trzeźwo myślący. Jakoś tak się już utarło, że za pierwsze wrażenie odpowiada wygląd, nasza postawa, ubiór a także to, czy mieliśmy przyjazną minę. Na Tinderze, Grinderze, Fellow czy Badoo pierwsze skrzypce grają zdjęcia. Na opis jest tak mało miejsca i najczęściej tak mało pomysłu, że koncentrujemy się na dopieszczeniu strony wizualnej. Zapominamy, że w życiu przydaje się umiejętność gry w szachy i myślenie na parę kroków na przodu. Co nam bowiem po urodzie, jeśli na różnych etapach życia musimy pokonać wiele wyzwań. Czeka nas rozmowa o pracę, budowanie relacji z klientami (w jakimkolwiek biznesie by się nie pracowało), stawianie granic na kończących się nachalnością randkach, czy podtrzymywanie rozmów na domówce, gdzie nie znamy nikogo poza gospodarzem.
To nasza elokwencja, poczucie humoru, czy też sztuka właściwego dobierania słów ratuje nas z niejednej opresji towarzyskiej i pozwala budować sieć kontaktów. To nasze czyny będą wzmacniały zaufanie i zacieśniały więzi. To jacy jesteśmy jako ludzie będzie miało wpływ na naszą planetę, ustrój polityczny i ludzkość. Nie to, czy jesteśmy szczupli i mamy gęste, błyszczące włosy.
-
De gustibus non disputandum est
Z racji tego, że uczęszczałam na łacinę w liceum, to teraz mogę sobie pozwolić na jedno zdanie w tym właśnie języku. I garść prywatnych zwierzeń. Mam odstające uszy, duży nos, nieciekawą cerę i widocznie krzywy kręgosłup. Od czasów gimnazjum noszę okulary na stałe, przez co raz w teatrze podczas wycieczki szkolnej zostałam nazwana przez obcego chłopaka Harrym Potterem. Mój pierwszy partner miał metr pięćdziesiąt w kapeluszu, obecny mógłby się schować za miotłą. Moje najbliższe koleżanki noszą rozmiary od XS do XXL, mają włosy proste jak druty, kręcone jak spiralki, a nawet fioletowo – różowe. Nigdy nie narzekałam na brak relacji intymnych ani na brak znajomych, z którymi tworzymy szeroko zakrojoną komunę – tak różną pod względem wyglądu, charakteru, poglądów i przepisu na życie, że nikt z nas nie wszedłby do tej samej szuflady. I całe szczęście! Dlatego zastanawia mnie to, dlaczego tak usilnie chcemy wpisać się w jeden kanon urody, mody, stylu życia? Dlaczego tak bardzo boimy się myśli, że możemy odstawać, nie pasować, krążyć samotnie po innej galaktyce, kiedy wszyscy inni wydają trzymają się razem? Nie dyskutujmy o gustach. Zaprojektujmy swoje życie z najlepszym architektem świata – samym sobą.
-
“It’s my life, it’s now or never”
Chyba nie będę odkrywcza jeśli powiem, że mamy tylko jedno życie i mimo tego, że nastąpił gwałtowny rozwój medycyny, to nie żyjemy wystarczająco długo, aby zdążyć wszystkiego spróbować. A co gorsza odważyć się spróbować. Ogranicza nas irracjonalny lęk przed oceną, przez co sami zamykamy siebie w klatce przekonań, niepotwierdzonych teorii , zakazów i nakazów. Nie zapiszemy się na basen, czy siłownię, bo inni ludzie będą się na nas patrzeć i komentować nasz wygląd w swoich głowach. Nie skoczymy na bungee ani nie polecimy na paralotni, bo mama kiedyś opowiedziała nam o jednym takim, co skręcił sobie kark. Nie pojedziemy nigdy na wakacje poza Polskę, bo przecież za granicą jest tak drogo, a my zarabiamy średnią krajową. Ile mamy takich przekonań w sobie? Mam wrażenie, że projektujemy w głowach swoją własną puszkę Pandory, powołując do życia różne potwory, które wyskoczą z szafy, gdy tylko sięgniemy do klamki.
Pytanie, czy naprawdę mamy na to czas? Co chcemy pamiętać z własnego życia? Ze chowaliśmy się przed światem, zakamuflowani, owinięci w 10 warstw, żeby tylko nikt nie zobaczył, co jest pod spodem?
-
Gdbybym tylko …..
Gdybym tylko urodziła się w innym kraju, w innej rodzinie, w innym ciele…wszystko wyglądałoby inaczej. Zawsze pragniemy tego, czego akurat nie mamy, a kiedy już to mamy, zaczynamy znowu chcieć więcej i więcej. A co więcej, szybko nam się nudzi i co gorsza nie prezentuje się tak dobrze, jak w wyobraźni. Cienie zasłaniają blaski, a my jak Alicja wpadamy do króliczej nory, tracąc poczucie czasu i przestrzeni. W coachingu jedną z zasad jest to, że koncentrujemy się na tym, na co mamy wpływ, co można zrobić siłą własnego umysłu i własnych rąk. W praktyce wiele osób próbuje wyminąć tę regułę, powtarzając jak mantrę, że przecież on/ona, rodzice, nauczycielka w szkole. Tak jakby to ktoś pociągał za sznurki, bez naszej kontroli. Wcielił się w nawigację GPS i mówił „za 100 metrów skręć w prawo”. Tylko, że to nie o kimś jest ta historia, a o Tobie.
Drugą prawidłowością jest to, że uwielbiamy porównywać się z innymi. Bujamy się na huśtawce – raz ciesząc się, gdy ktoś ma gorzej od nas w życiu, a drugi raz smucąc, kiedy ktoś w naszych oczach wypada jako lepszy, ładniejszy, sprytniejszy. Dowartościowujemy się i kulimy w sobie na zmianę, w zależności od obranej strategii i aktualnego nastoju. Mylimy porównywanie się z innymi z inspiracją, zachwytem, podziwem.
-
Właściwości lecznicze Instagrama
Instagram posiada właściwości lecznicze, jeśli wiemy kogo warto obserwować. Celeste Barber śledzi na Instagramie 5,8 miliona ludzi. To prawie tyle ile mieszkańców liczy Słowacja. Cały europejski kraj obserwujący 1osobę. Czym zasłużyła sobie na takie zainteresowanie? Celeste jest zwykłą kobietą, mężatką, w rozmiarze ani M ani tym bardziej S. To, co ją wyróżnia, to talent (dar!) komediowy i ogromny dystans do siebie. Celeste parodiuje gwiazdy kina, muzyki i mody, próbując przybrać pozy, po których mało wygimnastykowany człowiek wylądowałby w szpitalu.
„Cały czas wyobrażałam sobie, że wyglądam jak Beyoncé w teledysku do piosenki „Halo”, ale jak się teraz nad tym zastanowić, wydaje mi się, że świnka Peppa przeskakująca kałuże w deszczowy dzień lepiej oddaje obraz mnie sprzed lat”
„Myślę, że wyglądam w porządku – serio. No jasne, mogłabym mieć mniejszy żołądek, bardziej wystając tyłek i pięknie umięśnione ramiona w stylu Michelle Obamy. Ale nie mam i dobrze mi z tym. Wiecie, co dostałam w zamian? Zajebiście dobre poczucie humoru, mnóstwo empatii do osób, które nie czują się dobrze w swojej skórze, i naprawdę seksowne nogi”.
Te i inne wywołujące ból brzucha (oczywiście ze śmiechu!) fragmenty znajdziecie w jej książce „Challenge accepted!”
Rozgrzewka coachingowa:
- Zastanów się, jak ważny jest Twój stosunek do swojego ciała i jak wpływa na Twoje życie rodzinne, zawodowe, duchowe i zdrowie? Jak wpływa na całokształt życia?
- Co napędza Twoje reakcje? Jakim wewnętrznym naciskom się poddajesz?
- Jaka jedna zmiana spowodowałaby największy przełom w Twoim życiu?
Ha! I o to chodziło 🙂 Będę mieć nową osobę do obserwowania na Instagramie 🙂