Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w Deklaracji Praw Seksualnych, którą zatwierdzono podczas XIV Światowego Kongresu Seksuologów w Hongkongu w 1999r. W sierpniu 2002r. Deklaracja została zarekomendowana przez WHO (World Health Organization) i od tej pory funkcjonuje jako zestaw 11 praw, które w swoim założeniu są uniwersalne, międzykulturowe, powszechnie akceptowane, promowane i respektowane. Jeśli zdrowie, a tym samem prawo do życia jest nadrzędnym prawem człowieka, to zdrowie seksualne również powinno zostać uznane za fundament naszej ludzkiej natury. Od siebie dodałabym jeszcze, że seksualność rozwija się od poczęcia aż do starości, tak więc jesteśmy z nią nierozerwalnie związani przez całe życie.
Weźmy pod lupę poszczególne prawa:
- Prawo do wolności seksualnej
To my decydujemy o tym z kim, jak często i w jaki sposób chcemy urzeczywistnić nasz potencjał seksualny. Często, zwłaszcza wśród nastolatków, którzy dopiero wchodzą w swoje pierwsze kontakty seksualne, narasta presja otoczenia. „Jeszcze tego nie zrobiłeś/aś? Na co czekasz?”. Z kolei w życiu dorosłym wpadamy w pułapki samokrytyki, kiedy nie zadowalamy swojego partnera wystarczająco często, pójdziemy do łóżka z nowo poznaną osobą, aby uleczyć swój zły nastrój. Nasza wolność jest naszym wyborem i trzeba odpowiedzieć sobie na podstawowe pytania: czy ja mam ochotę na seks, czy mój partner również ma takie pragnienie i nie został w żaden sposób przymuszony. Jeśli odpowiedzi brzmią „tak”, to czerpmy z naszego prawa do wolności.
- Prawo do odrębności seksualnej, integralności oraz bezpieczeństwa seksualnego ciała
Nikt nie zna naszego ciała, tak dobrze jak my sami. Potrafimy określić, które pieszczoty czy doznania zmysłowe są dla nas przyjemne, a które sprawiają dyskomfort. Wiemy jakie są granice naszej wytrzymałości na ból i otwartości na nowe propozycje. Dowiadujemy się o tym m.in. poprzez masturbację, która uczy nas naszej reaktywności i jest jak najbardziej właściwą formą odkrywania naszej seksualności.
- Prawo do prywatności seksualnej
Prywatności rozumianej jako swobodna przestrzeń fizyczna do realizacji aktu seksualnego, ale także prywatności psychicznej, asertywności, wyznaczania swojej przestrzeni, opowiadania innym o swoich przeżyciach.
- Prawo do równości seksualnej
Niezależnie od płci, orientacji seksualnej, wieku, rasy, klasy społecznej, religii oraz fizycznej lub emocjonalnej niepełnosprawności, wszyscy mamy takie samo prawo do celebrowania naszej seksualności i doświadczania jej w takim samym stopniu.
- Prawo do przyjemności seksualnej
Przede wszystkim warto sobie zadać pytanie, co sprawia mi przyjemność. Pamiętacie mój pierwszy wpis? Pojawiły się w nim pytania o intencję, o to co chcę osiągnąć. Sposób realizacji różnych uciech może być odmienny w zależności od potrzeb konkretnej osoby. Jedni potrafią dać sobie ogromną przyjemność sami, inni tylko ze swoim partnerem, a jeszcze potrzebują ciągle nowych doznań.
- Prawo do emocjonalnego wyrażania seksualności
Prawo to mówi, że „wyrażanie seksualności obejmuje więcej niż przyjemność erotyczną lub zachowanie seksualne. Ludzie mają prawo do wyrażania swojej seksualności poprzez komunikowanie się, dotyk, wyrażanie uczuć i miłość”. Jaki jest Wasz sposób na wyrażanie swojej seksualności?
- Prawo do swobodnych kontaktów seksualnych
Ten punkt jest mocno związany z wolnością seksualną. Wszystko, co jest w zgodzie z nami, z naszymi potrzebami, chęciami może być realizowane (za obustronną przyzwoleniem parterów).
- Prawo do podejmowania wolnych i odpowiedzialnych decyzji dotyczących posiadania potomstwa
Tutaj chyba nie potrzeba dodatkowych słów.
- Prawo do informacji seksualnej opartej na badaniach naukowych
Red Tube i inne strony oferujące „lekcje seksu” z pewnością nie są rzetelną wiedzą akademicką. Jednak myślę, że filmikom pobudzającym wyobraźnię, traktowanym jako gra wstępna nie można odbierać pozytywnych cech, o ile są one wykorzystywane świadomie, dojrzale i zgodnie z intencją widza. Bezkrytyczne podejście do filmów i artykułów, które zawierają stek bzdur niestety może skutkować odwrotną reakcją.
- Prawo do wyczerpującej edukacji seksualnej
Deklaracja mówi wyraźnie „edukacja seksualna jest procesem trwającym od momentu narodzin przez całe życie i powinny być w nią zaangażowane wszystkie instytucje społeczne.” Biorąc pod uwagę dyskusję na temat wprowadzania edukacji seksualnej do szkół i paradoksu jakim został przedmiot „wychowanie do życia w rodzinie” mam wątpliwość, czy prawo to jest przez wszystkich tak samo rozumiane i respektowane. Odwołując się do poprzedniego wpisu o roli mamy i babci w mojej edukacji, głęboko wierzę w to, że mądrze i przystępnie przekazana wiedza może tylko wyjść na plus i dać człowiekowi w życiu pewność, że ma prawo czuć przyjemność i czerpać z niej garściami.
- Prawo do seksualnej opieki zdrowotnej
Testy na wirus HIV, leczenie chorób wenerycznych, dostęp do ginekologa/androloga, recepty na antykoncepcję powinny być łatwo dostępne. Podzielę się z Wami pewną historią sprzed kliku lat – mój lekarz wysłał mnie na badanie USG Dopplera w celu zbadania prawidłowego przepływu krwi w żyłach. Powód jaki wypisał na skierowaniu był prosty, przyjmowanie tabletek antykoncepcyjnych, które niestety często zwiększają ryzyko zakrzepicy. Lekarz (starszy Pan) „zaszczycił mnie” wykładem na temat mojej niemoralności i grzechu jaki popełniam. Przekonywał mnie, że jako kobieta w wieku dwudziestu paru lat powinnam pomyśleć o dzieciach, a nie o ich tępieniu w swoim organizmie. W kilku słowach wyjaśniłam Panu wszystkie moje prawa do wolności i podejmowania odpowiedzialnych decyzji o posiadaniu dzieci. Pan zareagował nazwiskiem jakiejś świętej, na której powinnam się wzorować. Mimo zaistniałej sytuacji wyszłam z gabinetu z uśmiechem, ciesząc się, że mam świadomość swoich praw, wolności myśli i nikt mi ich nie zabierze. Tak jak Pan miał obowiązek wykonać mi badanie bez względu na powód przyjścia, tak nikt nie może nam odmówić zrealizowania recepty w aptece, czy szacunku podczas badania ginekologicznego.
Czy faktycznie wszyscy uznajemy te prawa za niezależne od religii, miejsca zamieszkania i kultury?
Z otaczającego nas świata i dochodzących do naszych uszu informacji wnioskujemy, że często prawa te są łamane. Daleko nie szukając, często wspominam głośny film i książkę „Kwiat Pustyni”. W Somalii (ale także Etiopii, Kenii, Sierra Leone, Sudanie, Gambii, Czadzie, Mali, Nigerii, Kamerunie, Indonezji, Iraku, Turcji, Syrii, Arabii Saudyjskiej, na Filipinach i w wielu innych miejscach) stosuje się III typ obrzezania. Młode dziewczęta pozbawiane są swoich łechtaczek i warg sromowych mniejszych za pomocą żyletki lub noża. Wargi sromowe większe są zszywane tak, aby pozostał tylko mały otwór na mocz i krew menstruacyjną. Podczas pierwszego stosunku, mężczyzna rozrywa wargi sromowe większe kobiety. Szacuje się, że na świecie żyje 130 mln obrzezanych kobiet, dziennie nieopisanego wręcz bólu doświadcza ok. 6 tysięcy kobiet.
Niedawno do kin wszedł film „Mustang” i oczywiście przy pierwszej okazji postanowiłam go obejrzeć. Współczesna Turcja funduje kobietom mentalne więzienie dla ich seksualności, oznak dojrzewania, wyrażania swojej kobiecości, choć w filmie słowo „więzienie” zostało potraktowane dosłownie. Ta sama Turcja, która przyznała kobietom równouprawnienie wcześniej niż Francja czy Włochy. Jak widać tylko na papierze. Młode dziewczyny, podejrzane o grzeszny styl prowadzenia się przed ślubem, wysyłane są do ginekologa po zaświadczenie o dziewictwie. Aranżowane śluby, przemoc domowa, zgwałcenia są na porządku dziennym. Zaraz po nocy poślubnej rodzice pana młodego sprawdzają prześcieradło. Brak krwi wiąże się z przykrymi konsekwencjami. Jeśli uznajemy, że „pełny rozwój seksualności zależy od zaspokojenia podstawowych ludzkich potrzeb, takich jak pragnienie kontaktu, intymności, ekspresji uczuć, przyjemności, czułości i miłości”, to w „Mustangu” wszystkie te pragnienia zostały zgaszone nakazami, zakazami i moralnością złożoną z hipokryzji.
Widząc takie sceny na dużym ekranie przeżywamy silne emocje, bunt, współczujemy kobietom, które nie mogą same o sobie decydować, ale z drugiej strony wygodny fotel w sali kinowej przynosi nam ulgę, że nikt nas nie zmusza do małżeństwa z nowo poznanym mężczyzną, ani nie zaprowadza do wiejskiej szamanki z zamiarem obrzezania. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tekstu i uzbrojeniu się w wiedzę dotyczącą Waszych praw przestaniecie toczyć w głowie moralną bitwę z myślami o to, czy możecie być uznane za oziębłe lub puszczalskie. A ilustracja do wpisu niech będzie grą w skojarzenia. Od Was zależy czy spojrzycie na nią dosłownie, czy wykorzystanie jako figlarną złotą myśl 😉
Rozgrzewka coachingowa:
Jakie jeszcze prawa dajemy sobie w naszych indywidualnych relacjach intymnych? W jaki sposób możesz zadbać o to, aby Twoje potrzeby zostały zrealizowane?
Serdeczne podziękowania dla Marty Frej za udostępnienie grafiki. Strona www Marty Frej