Malownicza górska miejscowość gdzieś w Wielkiej Brytanii i współczesny, karykaturalny Nowy Jork. Popkulturowy serial dla nastolatków i animowany tasiemiec komediowy. Obie produkcje Netflixa łączą poruszane treści – zmiany związane z dojrzewaniem, burza hormonów i pierwsze doświadczenia seksualne. Wiąże je także kategoria „seks, nagość, wulgarny język, przemoc, 16+”. Brzmi jak zapowiedź „Psów” Pasikowskiego albo jak coś z repertuaru Smarzowskiego. Niestety faktycznie tak jest. Niewybredny język pojawia się w obu serialach, dając popis swojej soczystości w scenach, które wcale nie wymagają takiej niewdzięcznej oprawy. Stereotypowe sceny przeplatają się z mądrymi, fajnymi wypowiedziami głównych bohaterów, ale na szczęście to koniec minusów.
Sex Education – high love & sex school
Cała historia, którą mamy przyjemność śledzić w filmie, nie wydarzyłaby się, gdyby mama jednego z głównych bohaterów nie wykonywała dość rzadkiego i intrygującego zawodu, jakim jest seksuolog. Sprowadzając do domowego gabinetu kolejnych klientów, Jean nie zdaje sobie nawet sprawy, że jej syn Otis, chcąc nie chcąc, chłonie fachową wiedzę, zapamiętuje zadawane przez mamę pytania, jak również wszystkie zawiłe, psychologiczne sformułowania, których używa.
Otis jeszcze nie wie, że takie umiejętności przydadzą mu się do prowadzenia seksualnej poradni dla swoich kolegów i koleżanek ze szkoły. Instytucja ta zdaje się być biznesową perełką, pełną klientów z wyzwaniami natury miłosno – seksuologicznej. Patrząc na samonapędzający się interes, mam wrażenie, że każdy z 16-tolatków w tej szkole uprawia seks lub szuka okazji, aby rozpocząć swoje życie seksualne. Sam Otis jest prawiczkiem, który boryka się z lękiem przed masturbacją. Takie połączenie w bardzo fajny sposób pokazuje, że nie trzeba być mistrzem seksu, aby potrafić o nim otwarcie i mądrze rozmawiać.
Stereotyp, który Otis obala, jego mama niestety wzmacnia. Nie dość, że Jean prowadzi bujne życie seksualne, co odcinek wprowadzając do swego domu nowego kochanka, który co rano przy rodzinnym śniadaniu paraduje w jej szlafroku (stereotyp rozbuchanej seksualności seksuologów), to w dodatku sama popełnia wiele rażących błędów, związanych z wychowaniem nastolatka (czyli szewc bez butów chodzi). Momentami chcemy potrząsnąć (bądź co bądź genialną aktorsko) Gillian Anderson, która przekracza wszelkie granice swojego syna. Przegląda jego prześcieradło i opowiada podczas kobiecych warsztatów o jego nocnych polucjach. Chce nawet napisać książkę o jego udawanej masturbacji. Do tego wszystkiego, nadużywa zwrotu „porozmawiajmy o tym”, jakby to miało być receptą na wszystkie matczyne występki. Na szczęście pod koniec pierwszego sezonu sytuacja nieco się normuje. Jean poznaje kandydata na stałego partnera i daje nieco oddechu Otisowi.
Sex therapy
Mimo swojego brytyjskiego pochodzenia, serial wzoruje się na popkulturze amerykańskiej. Obowiązkowo muszą pojawić się stałe punkty programu – impreza dla całej szkoły w wielkim domu, grupka szkolnych gwiazd paradujących z zadartymi głowami środkiem korytarza i naczelny prześladowca, w dodatku syn dyrektora szkoły. Doszłam jednak do wniosku, że aby naprawdę cieszyć się tym serialem, trzeba nieco cofnąć się w czasie i przypomnieć sobie swoje szkolne lata. Wygłupy, szpanowanie, spotkania w toalecie i przesiadywanie na parapecie. A także pierwsze rozmowy o seksie. Serial dla nastolatków powinien mieć swój klimat i dosyć szybko udało mi się w niego wczuć.
Sex Education napakowany jest wszelkimi seksualnymi zagadnieniami – od sekstingu, poprzez relacje homoseksualne, poczucie wstydu i aborcję, po masturbację, seks oralny i pochwicę. Może dlatego cały czas mam wrażenie, że film wcale nie opowiada o życiu 16-tolatków. To dorośli w młodzieńczej skórze, którzy potrafią mieć już kilku partnerów seksualnych, masturbują się na potęgę i czerpią z filmów pornograficznych. Jak sobie pomyślę o moich klientach w gabinecie, którzy mają najmniej 20 lat i nierzadko jeszcze w ogóle nie uprawiali seksu, nie stworzyli relacji i nie dotykali się samodzielnie, to można odnieść wrażenie, jakby bohaterowie serialu zdążyli przejść już przez wszystkie etapy wtajemniczenia.
Dużym plusem serialu jest to, że Otis rozbraja większość tych tykających bomb z nieudawanym wdziękiem. Co jest warte zauważenia i doceniania, to fakt, że wiele spotkań Otis prowadzi w terenie. Wie, że suchą teorią niewiele zdziała i że warto zadawać angażujące prace domowe, aby klienci w efekcie doświadczali nowej jakości. Stąd lekcja przyjemności lesbijskiej w basenie i jazda z górki bez trzymanki w procesie leczenia pochwicy. Do każdej sesji terapeutyczno – coachingowej przygotowuje się czytając fachową literaturę i oglądając filmy. Choć dawane przez Otisa porady są często pewnym uproszczeniem, to warto ich posłuchać, bo w rozszerzonej wersji właśnie na tym polega wsparcie seksuologiczne.
Wart uwagi wydał mi się wątek przyjaźni lesbijskiej. Dziewczyny opowiedziały Otisowi, że w bardzo podobnym czasie zrobiły comming out. Doszły więc do wniosku, że powinny spróbować nawiązać bliższą relację ze sobą. Przyjaźń trwa nadal, natomiast seks niestety im nie wychodzi.
Niezwykle otwierająca była także rozmowa z dziewczyną, która naśladowała sceny z filmów porno, będąc przekonaną, że takie zachowanie jest podniecające dla jej partnerów. Los chciał, że w końcu trafiła na takiego, który to jej chciał zrobić dobrze.
– „Powiedz czego Ty chcesz”
– „Nie wiem, nikt mnie jeszcze nie pytał”.
– „Zastanów się, co lubisz robić, kiedy jesteś sama ze sobą”
– „Yyyy, nie robię TEGO”
Jednak Aimee bierze sobie do serca radę Otisa i spędza wiele godzin na odkrywaniu tego, co sprawia jej przyjemność. Podczas kolejnego stosunku ma gotową radę dla swojego partnera.
„Chcę, żebyś pocierał moją łechtaczkę lewym kciukiem. Zacznij powoli, a potem przyspiesz, byle nie za szybko. Gdy zacznę drżeć, chuchnij mi w ucho i czekaj na fajerwerki”.
Jednak moim faworytem stał się wątek dotyczący pochwicy:
„ – Tak się napracowałam: dekoracje, kostiumy, makijaż. Było idealnie i nie mogłam w nią włożyć nawet palca, jakby dostała szczękościsku.
– Użyłaś słowa „idealny”. Może chodzi o poczucie kontroli. W fantazji to Ty masz władzę, a rzeczywistość może być inna.”
Otis zabiera koleżankę na strome wzgórze, z którego oboje mają zjechać na rowerach. Ma być to ćwiczenie na puszczenie kontroli. I o ile Lily nabiera wiatru w żagle, Otis przewraca się, przerażony prędkością i pokonany wyboistością terenu. W końcu pyta:
– „Dlaczego tak bardzo zależy Ci na seksie?”
– Boję się, że skończę ogólniak jako dziewica. Nie chcę zostać w tyle, chcę mieć to za sobą”
– „Wydaje Ci się, że wszyscy uprawiają już seks. Ale to nieprawda. Tak naprawdę niewielu z nas jeszcze to robi”.
Ten dialog traktuję jako pewnego rodzaju puentę serialu „Sex Education” i przełamanie wizji, że nastolatki koncentrują się wyłącznie na swoich buzujących hormonach, a nie na nauce. Zakończenie przynosi ulgę. Pokazuje, że nie trzeba – że czasem warto poczekać na odpowiedniego partnera i ważne jest to, aby czuć się gotowym i nie ulegać presji.
Big Mouth, czyli wielkie usta w natarciu
Zmarnowany potencjał. Tak w jednym krótkim zdaniu oddałabym swoje emocje związane z produkcją stworzoną przez dwóch kolegów – Nicka Krolla i Andrew Goldberga. Absolutnie fenomenalna czołówka rozbudziła we mnie nadzieję, że będzie to coś nowatorskiego, lekkostrawnego i merytorycznego. Piosenka tytułowa „I’m going through changes” na długa zapadła mi w pamięć. Do tego animatorski kunszt, pokazujący w kilkusekundowym slocie wszystkie oznaki burzliwego okresu dorastania. W połowie pierwszego odcinka w mojej głowie zapanował jednak mrok.
Pierwsza scena. Dwóch kolegów siedzi w szkolnej ławce. W tle głos nauczycielki: „W okresie dojrzewania, pod wpływem hormonów zmieniają się organy płciowe. Macica to główny narząd reprodukcyjny kobiet.”
„Macica? Jak to? Myślałem, że laski mają waginę.”
„Tak mi się zdawało… ale widać nie mają.”
Jeden z kolegów zaczyna kręcić się na krześle. Nagle zza jego głowy wyłania się zielono szary twór. A dokładniej Hormonalny Potwór, który szepcze do ucha chłopca, aby bezzwłocznie udał się do łazienki, bo właśnie krew napłynęła do jego penisa. „To jest szkoła, musisz się zachowywać” – próbuje boksować się z nim na argumenty chłopiec. „Wiesz, co musisz teraz zrobić. Zwalić” – nie daje się przechytrzyć Potwór.
Zamysł z głosem w głowie, który komentuje fizjologiczne oznaki podniecenia i pojawiające się fantazje, byłby doprawdy nietuzinkowy i wiele wnoszący, gdyby nie fakt, że zarówno w przypadku chłopca, jak i dziewczynki, jest to szalejąca, wulgarna bestia. Scena w której hormonalny potwór kopuluje z urwaną głową prezentera telewizyjnego, spowodowała, że nie miałam ochoty kontynuować kolejnych odcinków. Moją niechęć przypieczętowała matka trójki braci, która rano wykrzyczała na cały dom: „Myjcie fiuty po nocnych masturbacjach i schodźcie na śniadanie”.
Jednak nie mogę nie podkreślić kilku naprawdę fajnych scen. W jednej z nich główna bohaterka, zachęcona aplauzem matki zakłada na szkolną wycieczkę białe spodnie. Pech chciał, że akurat tego dnia dostała swoją pierwszą miesiączkę. Podczas kiedy inni zwiedzali wnętrze Statui Wolności, ona przesiedziała w toalecie, myśląc jak tu zakryć wielką, czerwoną plamę. Na szczęście jej zniknięciem zainteresował się kolega, którego poprosiła o pomoc. Ten, nie wiedząc kompletnie, co powinien kupić, zdecydował się w końcu na zakup ręcznika w sklepie z pamiątkami. Dziewczyna w ostatnim akcie rozpaczy podziękowała za ręcznik i zwinęła go na wzór pieluchy.
Na podstawie innej sceny możemy się przekonać, że zbyt wczesne pragnienie bycia dorosłym paradoksalnie może spotęgować w nas nieśmiałość i poczucie wstydu. Jessi namówiła swoją mamę, aby kupiła jej biustonosz, ale nie jakiś byle jaki sportowy top, tylko prawdziwą bieliznę w stylu push up. Mama ciągle powtarzając, że córka nie jest jeszcze gotowa na tak angażującą część ubioru, pod wpływem krzyków i łez córki dała się namówić się na zakup czerwonego, koronkowego stanika. Feralna bielizna wywołała w Jessi poczucie wstydu, kiedy oczy wszystkich osób przechodzących szkolnym korytarzem zwróciły się na jej wyeksponowane piersi. „Nie taki był mój zamiar” pomyślała. Została do tego namówiona przez swoją Hormonalną Smoczycę, która usilnie próbowała zrobić z dziewczynki prawdziwą kobietę.
Serial naprawdę miał duży potencjał. Niestety w mojej ocenie wyszła z niego mieszanina złego smaku i antyedukacyjnego przesłania. Z Big Mouth wycięłabym pojedyncze sceny i skleiła w wartościowy, pełnometrażowy film. Ale że wolę pisać, to musimy poczekać na kolejną produkcję. Może kiedyś w końcu się doczekamy prawdziwej edukacji na ekranie.
Rozgrzewka coachingowa:
A czy Wy polecacie jakieś filmy lub serialne na temat pozytywnej seksualności?
Jedna odpowiedź do “Sex Education i Big Mouth”
Bardzo fajna recenzja, fajne smaczki wyciągnęłaś . Big Mouth nie oglądałam, jakoś… forma mnie ze zwiastuna lekko odrzuciła.
I to w ogóle jest ciekawy zabieg, by tym „lepszym” terapeutą był młody chłopak, a nie babka z wieloletnim doświadczeniem. Bo mi osobiście jej ton w trakcie rozmowy… też lekko odrzucał. Strasznie trącił rutyną, czasem wręcz wyższością nad klientem, no ewidentnie Otis miał do tego więcej pasji 😉